Zapraszamy na wydarzenia

Brak wydarzeń tego typu

Zobacz na mapie Doliny Baryczy, gdzie znajdują się aktywne sołectwa

Pokaż większą mapę

Najnowsze video
Zapisz się do Newslettera
Twarze Doliny Baryczy

2011-06-09

W dawaniu bowiem rośnie prawdziwa radość życia

Rozmowa z Haliną Smolińską, radną, liderką Grupy Odnowy Wsi, przewodniczącą Komisji Stopni Instruktorskich oraz prezes stowarzyszenia Brapoja.

Jak doszło do powstania stowarzyszenia i co znaczy nazwa Brapoja?

Od kilku lat organizujemy festyn koński w Potaszni. W roku 2009 po zakończeniu tego festynu, kiedy robiliśmy podsumowanie, zaproponowałam żeby jako grupa inicjatywna, czyli rada sołecka, strażacy z OSP i aktywni mieszkańcy po prostu stworzyć stowarzyszenie. Dlatego, że stowarzyszenie umożliwiało sięganie po pieniążki z gminy, z powiatu z województwa. Bardzo się spodobało ta idea i 30.08.2009 roku odbyło się zebranie założycielskie i powstało stowarzyszenie. Dlaczego Brapoja? Dlatego, że sołectwo Potasznia składa się właściwie z trzech wsi i dwóch przysiółków. Jedna wieś nazywa się Bracław, dlatego - bra, jedna Potasznia, dlatego – po, a także Joachimówka, stąd – ja. Razem Brapoja. Był to mój pomysł, taka językowa zabawa. Nazwa ta została zaaprobowana, wystąpiliśmy do KRS – u i w październiku zostaliśmy zarejestrowani.

Wspomniany już przez Panią festyn koński jest waszym markowym produktem, taką wizytówką. Skąd pomysł, żeby akurat konie?

Z propozycją tego festynu wystąpiło wcześniej stowarzyszenie” Zagroda „prowadzone przez Pana Jarząba. Ono skupia też mieszkańców Potaszni, którzy maja konie. Pierwszy festyn koński organizowany był przez radę sołecką, OSP oraz stowarzyszenie „Zagroda”. Potem, kiedy już stworzyliśmy własne stowarzyszenie to festyn koński organizujemy sami. My przejęliśmy prowadzenie tego festynu.

Czy spośród projektów, które do tej pory udało się zrealizować jest jakiś szczególny, z którego jest Pani dumna?

Do momentu powstania stowarzyszenia oczywiście organizowaliśmy różnego typu imprezy. Organizowaliśmy np. zimowisko dla dzieci, dzień kobiet, andrzejki, dzień seniora, mikołajki. To były takie tradycyjne imprezy, które organizowaliśmy na wsi. W momencie kiedy stworzyliśmy stowarzyszenie i okazało się, że możemy sięgać po pieniążki z różnych działów, to oferta ta się powiększyła. W roku 2010 realizowaliśmy w sumie 7 projektów. Na pewno takim najbardziej łechcącym nas było zadanie z ubiegłego roku, czyli wydanie sołeckiego folderu w gminie Milicz. My jako wieś w Gminie Milicz na pewno jesteśmy pierwsi, którzy tego dokonali. Jak na warunki sołectwa i stowarzyszenia można by powiedzieć dopiero raczkującego, to było bardzo duże osiągnięcie. Wydaliśmy wówczas 300 egzemplarzy. Najważniejsze w tym folderze nie było to że pochwaliliśmy się co takiego mamy, lecz pokazanie zwykłych/niezwykłych/ ludzi. Czasami robią oni proste rzeczy, które tworzą jednak niezwykłą atmosferę. To jest właśnie atmosfera wsi. Dzięki temu wielu mieszkańców dowiedziało się czym zajmują się ich sąsiedzi. Ten folder jest dla mnie i dla mieszkańców bardzo ważny tak jak festyn koński, który na początku trwał jeden dzień, a od czterech lat jest dwudniowy . Jest przy nim bardzo dużo pracy. Czasami jest tam 2000 ludzi. Dla wioski takiej jak Potasznia jest to duże przedsięwzięcie.

 

 

Jakie projekty będą w najbliższym czasie realizowane przez stowarzyszenie Brapoja?

Obecnie projektów realizowanych z gminy jest 12, czekam na rozstrzygnięcie projektu z Fundacji Wspomagania Wsi, przeszliśmy już ocenę formalno – prawną Lokalnej Grupy Działania” Działaj Lokalnie”, pisaliśmy także 3 wnioski do powiatu. Razem jest to dwa razy więcej projektów w stosunku do roku ubiegłego. Jest to sporo, biorąc pod uwagę, że stowarzyszenie działa dopiero półtora roku. Dzięki tym projektom, oferta dla mieszkańców wsi bardzo się wzbogaciła. W tej chwili kończą się 2 projekty dotyczące ochrony zdrowia, czyli fizjoterapia wyjazdowa – masaże. Mieszkańcy mają na miejscu masaże. Skończył się projekt „Otyłość – wróg człowieka”, czyli aerobik i spotkania dietetykami. Jak na realia wiejskie, są to dość nietypowe projekty. W tej chwili rozpoczynamy” wiejskie opłotki”. Dekorujemy wieś takimi figurkami drewnianymi, mają też pojawić się tablice informacyjne w każdej wsi. Można powiedzieć, że jedno kończymy, a drugie już się zaczyna.

Jak przebiega Pani współpraca z mieszkańcami? Trzeba ich długo przekonywać do działań i nowych pomysłów?

Chciałabym podkreślić, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jedna osoba nie zrobi nic, nawet gdyby miała nie wiadomo jak dobre pomysły. Dobrze oczywiście, że ona jest. Mam szczęście w Potaszni, że tacy ludzie tam żyją. Jest tam aktywna rada sołecka, sołtys, który bardzo mnie wspiera, aktywni są również strażacy. Gdyby nie oni to nie wiem czy dalibyśmy radę , ze wszystkimi projektami. Oni wszystkie imprezy wspomagają. Chociaż nie zawsze tak było. Na początku trzeba było kruszyć lody. Była jedna mała grupa, a z czasem coraz więcej i więcej. Z każdej wsi próbowałam wyciągać ludzi. Jest na prawdę cała armia ludzi, którzy zrobią, tylko musi być ktoś kto zmobilizuje i skoordynuje działania. Ja pewnie pełnię rolę takiego koordynatora. Być może moja działalność była ułatwiona w Potaszni tym, że zaczynałam tam pracę. Starsi mieszkańcy mnie pamiętają, a niektórzy współpracujący obecnie ze mną byli moimi uczniami, np. obecny sołtys.

 

Jak to jest z tymi pomysłami? Czy ludzie sami przychodzą, czy może organizowane są jakieś specjalne spotkania?

Przeważnie to jest tak, że przy okazji jakiejś jednej imprezy, którą robimy, wpadamy na pomysł, że można by ją jeszcze wzbogacić. Organizując dzień kobiet, zaprosiłam państwa Bieńkiewiczów i wtedy padł pomysł, żebyśmy robili aerobik, żeby zrobić drugą edycję. Zazwyczaj przy okazji jakichś imprez tam gdzie się spotykamy. Kilka projektów to moje autorskie pomysły.

Jest Pani także liderem Grupy Odnowy Wsi…

Tak. Ta Grupa powstała niedawno, dopiero w tym roku. Powstała dlatego, że w wielu konkursach jest wymóg powstania takiej Grupy Odnowy Wsi, która musi zostać przeszkolona i w wyniku jej prac powstanie strategia rozwoju sołectwa. Z tego względu powołaliśmy do życia ta Grupę Odnowy Wsi. Warto mieć taką strategię. Do tej pory pracowaliśmy w ekipie: stowarzyszenie, rada sołecka i OSP. Teraz jest nas więcej

 

 

 

Była Pani związana z harcerstwem. Mogła by Pani powiedzieć coś więcej na ten temat?

Ja zawsze powtarzam, że z harcerstwa się nie wyrasta. Ja się czuję harcerzem cały czas. Moje cechy charakteru chyba odpowiadają temu, ponieważ jestem człowiekiem zasadniczym. Mój mąż powtarza, że jestem mundurowym człowiekiem. U mnie słowo to słowo, godzina to godzina. Byłam zuchem, później instruktorem, następnie komendantem hufca w Miliczu w latach 1994 – 1999 i nadal jestem przy tym hufcu. Obecnie przewodniczę Komisji Stopni Instruktorskich. Ja trwam przy tym hufcu, staram się pomagać. Marcin Chudziński ,który jest obecnym komendantem hufca, wyzwolił we mnie dodatkową energię, ponieważ staramy się jako hufiec uzyskać możliwość otwierania prób podharcmistrzowskich. To co w tej chwili robiła tylko komenda chorągwi. Harcerz, który chce być drużynowym i prowadzić drużynę musi zdobyć stopień przewodnika. Czyli ten pierwszy stopień. My mamy tu takie uprawnienia, ale jeśli ktoś chce się rozwijać dalej, podnosić swoje kwalifikacje harcerskie, musi jeździć do Wrocławia do komendy chorągwi. Tam musi otwierać próbę, jeździć z opiekunem itd. Jest to przede wszystkim kłopotliwe i zniechęca wielu młodych ludzi. A nam podharcmistrzowie są potrzebni ,bo tylko oni mogą być opiekunami przyszłych drużynowych Naszą wspólną ideą jest, abyśmy uzyskali uprawnienia takiej komisji. Wtedy inni będą mogli przyjeżdżać nawet z innych hufców. Jesteśmy na dobrej drodze.

Działa Pani w stowarzyszeniu, w harcerstwie, Grupie Odnowy Wsi, jest także radną. Skąd na to wszystko znajduje Pani czas?

Ja to po prostu kocham. Lubię coś robić. Lubię działać, pomagać. Jak pisał Aleksander Kamiński „W dawaniu bowiem rośnie prawdziwa radość życia”. Ja temu po prostu hołduję. Dawanie to jest duża radość. Ja to lubię, mam teraz więcej czasu. Biorę na siebie dużo obowiązków. Już taka jestem.

Dziękuję za rozmowę.