Zapraszamy na wydarzenia

Brak wydarzeń tego typu

Zobacz na mapie Doliny Baryczy, gdzie znajdują się aktywne sołectwa

Pokaż większą mapę

Zapisz się do Newslettera
Relacja z wyjazdu liderów wiejskich z Doliny Baryczy w Bieszczady

2011-12-31

W dniach 1 - 3 grudnia blisko 30 liderów sołectw biorących udział w konkursie na "Najaktywniejsze Sołectwo w Dolinie Baryczy 2011" wzięło udział w wyjeździe w Bieszczady. W wyjeździe uczestniczyli reprezentanci następujących sołectw: Lędzina, Dziadkowo, Bukowinka, Pakosławsko, Granowiec, Potasznia, Góry, Nowy Zamek, Jankowa, Chojnik.

W pierwszych dniach grudnia odbył się zorganizowany przez Stowarzyszenie „Partnerstwo dla Doliny Baryczy” wyjazd studyjny dla liderów aktywnych sołectw z Doliny Baryczy. Zarówno organizatorzy jak i uczestnicy obawiali się trochę pogody. W końcu o tej porze roku w Bieszczadach powinno wszystko leżeć pod śniegiem! Dodatkowo prawie całą drogę towarzyszyła nam gęsta mgła. Ale był to jedynie zwiastun dobrej pogody – przez całe 3 dni towarzyszyło nam bowiem piękne słońce.

Na miejsce dojechaliśmy wieczorem. Po zakwaterowaniu w przepięknym pensjonacie „Dębowa Gazdówka” w Łodynie pod Ustrzykami Dolnymi, udaliśmy się na kolację, podczas której stoły uginały się potraw kuchni bieszczadzkiej, przede wszystkim dań z dziczyzny oraz z kaszy gryczanej, która, jak się okazało, jest ulubionym dodatkiem, stosowanym w lokalnej kuchni niemal do wszystkiego. Po kolacji, wzięliśmy udział warsztatach integracyjnych a następnie gospodarze regionu – prezes Fundacji Bieszczadzkiej, animator partnerstw lokalnych i organizator naszego pobytu – Bogusław Pyzocha oraz Iwona Woch, pełniąca funkcję wiceprezes Lokalnej Grupy Działania „Zielone Bieszczady” i dyrektor biura przedstawili nam swoją organizacje, dotychczasowe najważniejsze projekty i sukcesy w dziedzinie rozwoju obszarów wiejskich w Bieszczadach. Godne uwagi są przede wszystkim inicjatywy związane ze stworzeniem międzynarodowego szlaku rowerowego po Karpatach na terenie Polski, Słowacji i Ukrainy oraz budowaniem marki lokalnej „GoToCarpathia”, która funkcjonuje na podobnych zasadach co „Dolina Baryczy Poleca” w naszym regionie. Wiele z certyfikowanych obiektów odwiedziliśmy w trakcie późniejszego objazdu po regionie i zgodnie przyznawaliśmy, że stanowią one wyjątkową atrakcję turystyczną, oddając i pielęgnując jednocześnie „bieszczadzki charakter”.

Następnego dnia, po szkoleniu przeprowadzonym z zasad sprawozdawczości w ramach konkursu na „Najaktywniejsze Sołectwo w Dolinie Baryczy”, całą grupą zwiedzaliśmy region, poznawaliśmy inicjatywy lokalne, spotykaliśmy ciekawych ludzi o inspirujących pomysłach na życie i realizujących swoje pasje, zachęcających innych do włączenia się w tworzenie świata wokół siebie – poprzez integrowanie mieszkańców, tworzenie miejsc spotkań, budowanie tożsamości lokalnej opartej na porozumieniu polsko – ukraińskim, kultywowaniu tradycji pogranicza, troski o przyrodę.

Pierwszym punktem programu było zwiedzanie starej, drewnianej cerkwi greckokatolickiej w Równi pod Ustrzykami Dolnymi, która stanowi jedną z wielu tego typu budowli na szlaku architektury drewnianej w tej części Polski. Tę cerkiew o ciekawej trójdzielnej i trójkopułowej konstrukcji, wybudowano w XVII wieku. Obecnie pełni ona funkcję kościoła rzymskokatolickiego, kiedyś gromadziła wiernych wyznania greckokatolickiego, którzy przeważali na tych terenach, a w okresie powojennym przez długi czas była zamieniona na magazyn. Zresztą taki los spotkał wiele cerkwi i kościołów w Polsce i na Ukrainie. Więcej o tej i wielu innych drewnianych cerkwiach w Bieszczadach można przeczytać w serwisie Twoje Bieszczady.

Następnie, krętą drogą, przez małe wioski, gdzie gdzieniegdzie widoczne jeszcze były stare drewniane bieszczadzkie chaty, przejechaliśmy do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Przy pięknej słonecznej aurze, choć bardzo silnym wietrze, naszym oczom ukazał się piękny widok na Połoninę Caryńską, której nazwa pochodzi od nieistniejącej już pasterskiej wsi Caryńskie. Jeszcze przed II wojną światową połonina pełna była wypasających się owiec. Dziś widzimy bezkres krajobrazu, odległe grzbiety górskie, i „wielką pustkę” – jak okiem sięgnąć ani jednego domostwa, ani jednego człowieka. Tylko góry i lasy.

Z punktu widokowego gdzieś w Bieszczadzkim Parku Narodowym udaliśmy się wprost do gospody w pensjonacie Wilcza Jama, w miejscowości Smolnik nad Sanem. Z wielkich okien pensjonatu mogliśmy ponownie napawać wzrok widokiem bezkresnych połonin, kosztując pożywnego, gorącego posiłku, na który składała się zupa z jeleniego mięsa i pstrąg z własnej hodowli. Po zwiedzeniu pensjonatu, pełnego lokalnego rękodzieła – haftowanych serwet, wyszywanych bieżników, drewnianych rzeźb, ikon oraz myśliwskich trofeów, pojechaliśmy do Ekomuzeum „Trzy Kultury” w Lutowiskach, które należy do ogólnopolskiej sieci „Ekomuzea”. Jej zadaniem jest promocja lokalnych ofert turystycznych opartych na idei rozproszonych w terenie muzeów tematycznych. Idea Ekomuzeum w Lutowiskach bogato czerpie z dziedzictwa nieistniejącej już dziś wielokulturowej społeczności tych okolic – Polaków, Żydów i Ukraińców. Tragiczne wydarzenia II wojny światowej i lat bezpośrednio po niej następujących spowodowały, że tamten świat bezpowrotnie przestał istnieć. Ekomuzeum korzysta także z unikalnych zasobów przyrodniczych tego regionu. Oba te elementy – kultura i przyroda – stanowią podstawę do aktywnego włączenia się zamieszkujących dzisiaj te tereny ludzi w budowanie społecznych form ochrony tych dóbr, a także rozwoju ekonomicznego i edukacyjnego. Ekomuzeum „Trzy Kultury" to 13-kilometrowa ścieżka historyczno-przyrodnicza, na której można odwiedzić m.in. kirkut (miejsce pochówku zmarłych), ruiny synagogi, starą szkołę żydowską, cerkwisko (miejsce w którym kiedyś stała cerkiew) i cmentarz greckokatolicki, stare bojkowskie chaty-chyże, neogotycki kościół św. Stanisława Biskupa, starą szkołę polską oraz kilka punktów widokowych, z których można obejrzeć miejsca, gdzie kręcono zdjęcia do filmu „Pan Wołodyjowski". W trakcie naszego krótkiego pobytu w Lutowiskach odwiedziliśmy tylko stary cmentarz żydowski, cerkwisko i szkołę polską z izbą pamięci, do której obecni mieszkańcy wciąż przynoszą stare sprzęty domowe, ogrodnicze i rolnicze – pamiątki z dawnych czasów, które są wykorzystywane jako eksponaty w tym małym muzeum. 

Z cerkwiska udaliśmy prosto do Bieszczadzkiego Centrum Produktu Lokalnego, gdzie czekali na nas przedstawiciele Stowarzyszenia „Bies” zrzeszającego lokalnych rzemieślników i producentów żywności, którzy zaprezentowali nam wyroby lokalne – „łapacze snów”, frywolitkowe serwety, wyroby z gliny, ceramikę użytkową i ozdobną z lokalnymi motywami, krywulki (biżuterię z koralików, miody (m.in. występujący jedynie na tym terenie miód spadziowy z jodły podkarpackiej), świeczki z wosku, nalewki z owoców krzewów, roślin i ziół zbieranych w lasach i na górskich pastwiskach. Spotkanie przebiegało w sympatycznej atmosferze, miło się słuchało wszelkich opowieści a jeszcze chętniej wydawało pieniądze na pamiątki degustowało lokalne smaki. Więcej o bieszczadzkim produkcie lokalnym i sposobie certyfikacji lokalnej oferty można poczytać w serwisie www.madeinbieszczady.pl.

Późnym wieczorem zajechaliśmy do Ustrzyk Dolnych, gdzie w budynku starego miejskiego młyna, przeznaczonego jeszcze niedawno do rozbiórki, prywatny właściciel, ku zdumieniu władz i samych mieszkańców, uruchomił Prywatne Muzeum Młynarstwa i Wsi. Ustrzycki młyn posiada pięć kondygnacji, na każdej z nich znajdują się maszyny i urządzenia do mielenia zboża. Urządzenia te zachowane są w bardzo dobrym stanie mimo, że zostały wyprodukowane w latach międzywojennych. Muzeum posiada również eksponaty związane z wsią i rolnictwem, a także inne urządzenia młynarskie, które zostały odkupione lub otrzymane bezpłatnie od gospodarzy z Podkarpacia. Turystów po młynie oprowadza sam właściciel, dla którego zgłębianie tajników młynarstwa i przekazywanie ich odwiedzającym, stało się pasją życia. A jego żona przy młynie uruchomiła niewielką galerię sztuki ludowej, kawiarnię i dyskotekę w podziemiach. Dzięki tej inwestycji udało się nie tylko zachować przed zniszczeniem kawał historii ale i stworzyć ciekawą ofertę turystyczną, ku uciesze mieszkańców i turystów.

Pełni wrażeń po całodniowym zwiedzaniu udaliśmy się w drogę powrotną do naszego „pensjonatu z drewna” licząc na wieczorny posiłek i zasłużony odpoczynek. Tymczasem gospodarze przyszykowali dla nas nie lada gratkę – najprawdziwszą ucztę w postaci biesiady regionalnej z muzyką ludową na żywo. Utwory pogranicza polsko – słowacko – ukraińskiego oraz pieśni zaczerpnięte z kręgów łemkowsko – bojkowskich (obecne mniejszości etniczne Bieszczadów), wyśpiewane przez uroczą Ksenię w akompaniamencie kontrabasu i skrzypiec i akordeonu zachęciły do biesiadowania, które przeciągnęło się do późnych godzin nocnych.

Po takim wieczorze integracyjnym do bardzo udanych należy zaliczyć warsztaty bibułkarskie następnego dnia, w których uczestniczyliśmy już jako grupa bardzo zgranych, zaprzyjaźnionych ze sobą ludzi. Zajęcia prowadził Andrzej Kusz, choć tradycyjnie tego typu rękodziełem zajmują się kobiety. Znany bieszczadzki bibułkarz wprowadził nas krok po kroku w tajniki wykonywania delikatnych kwiatów z bibuły i krepiny. Tej starej sztuki ludowej - bibułkarstwa ludowego, rękodzieła bardzo popularnego w Bieszczadach w latach przedwojennych, kiedy to ozdobami z bibuły przystrajano cerkwie, przydrożne kapliczki i domostwa, uczył się od swojej babci. Zachęcony opowieściami o wieczorach przy bibule, postanowił wspólnie z żoną powrócić do tego zajęcia, myśląc oczywiście o dodatkowej atrakcji dla gości w prowadzonym przez siebie gospodarstwie agroturystycznym „Bazyl” w miejscowości Bóbrka nad Soliną. Początkowo miały to być zajęcia na deszczowe dni. Jednak zainteresowanie przerosło najśmielsze oczekiwania, a dzięki zaangażowaniu, poczuciu humoru i wciąż nowym pomysłom prowadzącego cieszą się niesłabnącą popularnością, do tego stopnia, że pan Kusz bardzo często wyjeżdża w różne odlegle zakątki Polski, by prowadzić warsztaty bibułkarskie. Nasza grupa nauczyła się robić róże. Niektórym szło lepiej innym gorzej. Panie które szybciej „chwyciły” technikę bibułkarstwa, jeszcze przed świętami lub tuż po Nowym Roku zorganizowały podobne warsztaty dla mieszkańców swoich sołectw. Co dziwnego, na warsztaty przychodzą wyłącznie panie, a jak pokazuje przykład z Bóbrki, świetnymi bibułkarzami mogą być również mężczyźni. Więcej o kwiatach z bibuły w Bóbrce można przeczytać na serwisie gospodarstwa agroturystycznego „Bazyl” – miejsce to polecamy również na wypoczynek o każdej porze roku!

Po przedpołudniowych warsztatach u „Bazyla” udaliśmy się na obowiązkowy spacer nad zalew w Solinie. Solina należy do miejscowości, której nazwa większości z Polaków wydaje się być znana, a słysząc brzmienie słowa Solina wiemy przeważnie z czego ona słynie i gdzie się znajduje. W sezonie jest tu tak gęsto od ludzi, że nie ma gdzie szpilki wcisnąć, ale na początku grudnia było spokojnie. Nawet większość kramów kupieckich była pozamykana. W sezonie ustawione są na każdym metrze kwadratowym, miejscowych wyrobów jak na lekarstwo, a jak już są to marża wynosi 200% i więcej (te same krywulki kosztowały w Bieszczadzkim Centrum Produktu Lokalnego 50 zł a na deptaku nad zalewem już 110 zł i to poza sezonem!). Nie bez kozery mówi się o solińskim deptaku „Bieszczadzkie Krupówki” - czyli tłumy turystów oraz szwarc, mydło i powidło. Ale jakby nie patrzeć ten zalew to największa atrakcja turystyczna w Bieszczadach.

Budowę zapory solińskiej rozpoczęto w 1961 roku a oddano do użytku siedem lat później. Zalew powstał poprzez spiętrzenie wody na rzekach San i Solinka. Sama zapora robi potężne wrażenie - wysokość zapory (tamy) wynosi 82 metry a jej długość aż 662 m. Zalew o powierzchni 2200 ha powstał na cele energetyczne ale spełnia też istotną rolę turystyczną – po Solinie pływają statki, łodzie motorowe i żaglowe, turyści przyjeżdżają na niedzielne spacery jak i długie rodzinne wczasy. Cały czas okolica jest silnie rozbudowywana, w celu zwiększenia oferty noclegowej i rekreacyjnej – powstają pola campingowe, pensjonaty, wielkie hotele, które zwiększają dochody miejscowych przedsiębiorców ale bezpowrotnie niszczą ten wyjątkowy krajobraz. Choć widzieliśmy też pozytywne przykłady zachowania lub odtwarzania miejscowej drewnianej architektury.

Ostatnim punktem programu był obiad w Polańczyku – znanej miejscowości uzdrowiskowej położonej nad zachodnio – południowym brzegiem Soliny. Za cel obraliśmy znaną w regionie Oberżę Zakapior, certyfikowany obiekt gastronomiczny w ramach systemu „GoToCarpathia” z daniami regionalnej kuchni łemkowsko – bojkowskiej. Posileni „zupą – d....ą” z najprawdziwszych bieszczadzkich borowików, pierogami z kaszą gryczaną (warenyki hryczane), nupisem kapuścianym i jagnięciną na liściach chrzanu, wyruszyliśmy w drogę powrotną.

A w autobusie aż do późnych godzin wieczornych huczało od rozmów, wymiany wrażeń i spostrzeżeń. Niektórzy sypali pomysłami na działania w swoich sołectwach, zachęceni tym co widzieli w Bieszczadach, inni zauważali, że Dolinie Baryczy nic nie brakuje, trzeba tylko umiejętnie wykorzystać to, co u nas dostępne.

Organizatorzy wyjazdu – Stowarzyszenie „Partnerstwo dla Doliny Baryczy” oraz Fundacja Bieszczadzka bardzo dziękują uczestnikom za aktywny udział w wyjeździe. Miło nam było gościć następujące sołectwa: Lędzina, Dziadkowo, Bukowinka, Pakosławsko, Granowiec, Potasznia, Góry, Nowy Zamek, Jankowa, Chojnik.

Obejrzyj galerię zdjęć z wyjazdu w Bieszczady w naszym serwisie.

Marta Kamińska